Od czasów Oświecenia, a być może nawet od czasów średniowiecznej legendy o królestwie Księdza Jana Europejczycy mają bzika na temat "mądrości Wschodu".
To stąd te baśniowe obłoczki, którą wciąż otaczają azjatyckie kultury. Królestwa są przebogate, kobiety - przepiękne, władcy sypią pełnymi niedoścignionej mądrości aforyzmami, ślepi mnisi są mistrzami walk, a lekarze znają tajemne sposoby zwalczania chorób, których nikt inny zwalczyć nie potrafi. Przybysz z naszej części kontynentu ma rzekomo wciąż rozdziawioną japę ze zdumienia. Ot, taki pop-kulturowy standard, ograny do mdłości.
Szkoda. Naprawdę. Czytałem "Opisanie świata". Jest z niego zaledwie kilka procent w tym filmie, a cała reszta to właśnie stereotypy nawalone niemiłosiernie jak pianka montażowa, która ma ukryć brak wsporników i dybli w drzwiach.
A można było zrobić świetne kino, właśnie dlatego pociągające, że odświeżająco prawdziwe.
Chyba właśnie o to chodziło. Gdyby widzowie chcieli widzieć jak było bez tej odrobiny fantazji to włączyliby discovery, lub jakiś dokumentalny. Odświeżająco prawdziwe jest życie poza ekranem. Chyba wystarczy...
Bo ten serialik to takie perwersyjne fantazje starszych panów. Szkoda oczu, głupie to jak nieszczęście - przepraszam za spoiler.